Czas pokaże … Skąd możesz wiedzieć, co jest dobre, a co złe?
Tą historię dedykuję wszystkim nam, którzy w życiu doznali zwątpienia, porażki, rozczarowania, bólu rozstania, rozłąki i innych odcieni nieszczęśliwych chwil. Opowieść znalazłem ponad 8 lat temu w książce „Turkusowa grzywa śnieżnego lwa, Buddyjskie opowieści z Tybetu“.
Autorem tej książki jest Lama Surja Das, autor wielu bestsellerów, jest doświadczonym buddyjskim nauczycielem posiadającym dogłębną wiedzę. Przez lata pobierał nauki od mistrzów tybetańskich, w tym od Jego Świątobliwości Dalaj Lamy. Surja Das, zebrał pod kierunkiem Njoszula Rinpoczego i Czcigodnego Tulku Pemy Łangjal niniejsze historie, które usłyszał od swoich licznych duchowych mistrzów. W tym od wielkich współczesnych tybetańskich lamów wszystkich czterech tradycji buddyzmu tybetańskiego.
Młynek modlitewny mani wewnątrz zawiera paski papieru pokryte niezliczoną ilością mantr i świętych sylab. Ręczne młynki są zwykle niewielkie, lecz bywają również ogromne – stacjonarne młynki, zajmujące całe specjalnie dla nich zbudowane pomieszczenie. Wprawia się je w ruch za pomocą specjalnego uchwytu i okrąża zgodnie ruchem wskazówek zegara. Inne młynki umieszcza się w nurcie strumienia lub w wodospadzie, by napędzane naturalną energią, obdarzały okolicę błogosławieństwem. Kręcenie wypełnionym mantrami młynkiem czy rozwieszanie na wietrze flag modlitewnych stanowi formę modlitwy. Tybetańska prowincja Kham przypomina amerykański Dziki Zachód. Jej mieszkańcy są wspaniałymi jeźdźcami, którzy, jak wszyscy spędzający dużo czasu w siodle, kochają swoje konie. Jeszcze sto lat temu Kham był podzielony na kilkadziesiąt mniejszych obszarów, a każdy z nich miał własną armię, którą tworzyli przymusowo rekrutowani mieszkańcy regionu.
Na dalekim wschodzie prowincji Kham żył kiedyś stary człowiek, którego nazywano Staruszkiem Manipą.
Swój przydomek zyskał stąd, że zawsze, dniem i nocą, widywano go kręcącego gorliwie własnej roboty ręcznym młynkiem mani, na którym wypisano mantrę Wielkiego Współczującego, czyli bodhisattwy Czenrezika: om mani peme hung, uważana za narodową mantrę Tybetu.
Staruszek Manipa mieszkał z synem w jednym z kilku kamiennych domów stojących w pobliżu rzeki na skraju równiny. Mieli oni wspaniałego wierzchowca. Syn był radością życia starca; dumą i radością chłopca był koń. Małżonka Manipy, po długim i cnotliwym życiu, dawno już odeszła szukać szczęśliwszych odrodzeń. I tak sobie żyli, wolni od wygórowanych pragnień – ojciec i syn. Aż tu pewnego dnia zniknął ich rumak. Lecz gdy sąsiedzi opłakiwali stratę najcenniejszej własności starca, ten ze stoickim spokojem kręcił tylko swym młynkiem, nieustannie recytując om mani peme hung. Każdemu, kto się dopytywał o konia albo składał wyrazy współczucia, staruszek odpowiadał: „Bądź wdzięczny za wszystko, co ci się przydarza. Skąd możesz wiedzieć, co jest dobre, a co złe? Czas pokaże…”.
I rzeczywiście, po kilku tygodniach wspaniały rumak sam powrócił. Mało tego – dołączyła do niego para dzikich koni. Starzec i syn szybko je oswoili, po czym wszyscy świętowali, śpiewali pieśni i gratulowali sąsiadowi tak nieoczekiwanej szczęśliwej odmiany losu. A Staruszek Manipa tylko się uśmiechał, wciąż kręcąc młynkiem, i powtarzał: „Wdzięczny jestem losowi, ale… Co można wiedzieć? Czas pokaże”. Niedługo potem dosiadający rumaka syn staruszka wyleciał z siodła i, padając, pogruchotał sobie nogę. Sąsiedzi zanieśli go do domu, przeklinając w głos narowistego konia i użalając się nad niedolą chłopaka. Tymczasem starzec, siedząc przy łożu syna, kręcił tylko swym młynkiem, mrucząc cicho pod nosem mantrę Czenrezika. Nie skarżył się, nie narzekał wraz z innymi na zły los, tylko kiwał pokornie głową, powtarzając wciąż to, co mówił już wcześniej: „Budda jest łaskawy; jestem wdzięczny za życie syna. Zobaczymy, co przyniesie czas”.
Tydzień później w wiosce pojawili się oficerowie werbunkowi poszukujący rekrutów na trwającą właśnie wojnę z sąsiednim królestwem. Zabrano natychmiast wszystkich miejscowych chłopców – z jednym wyjątkiem: pozostawiono przykutego do łoża syna Manipy.
Sąsiedzi gratulowali mu wówczas, że tak mu się poszczęściło, przypisując całe szczęście dobrej karmie gromadzonej dzięki ciągłemu obracaniu młynkiem i nieustannemu powtarzaniu mantr spękanymi wargami. A starzec uśmiechał się tylko, nic nie mówiąc.
Pewnego dnia, gdy chłopiec wraz z ojcem patrzyli, jak ich piękne konie skubią trawę, milczący zwykle Manipa zaczął śpiewać:
Życie wciąż się obraca: w górę – w dół, w górę – w dół,
Jak wodne koło;
Żywoty, niczym czerpaki koła,
Napełniają się kolejno i opróżniają.
Jak glina w rękach garncarza, nasza fizyczna egzystencja
Przybiera coraz to inne formy:
Kruszy się i formuje wciąż na nowo,
Co jest nisko, będzie w górze; co wysoko – spadnie;
Ciemność się rozjaśni, bogacz zmieni w bankruta.
Gdybyś, mój synu, dzieckiem był niezwykłym,
ako inkarnację zabrano by cię hen, do klasztoru.
Gdybyś zaś ponad miarę był uzdolniony,
Przykuto by cię do biurka i kazano rozsądzać cudze spory.
Jako inkarnację zabrano by cię hen, do klasztoru.
Gdybyś zaś ponad miarę był uzdolniony,
Przykuto by cię do biurka i kazano rozsądzać cudze spory.
Kto ma konia, ma też końskie kłopoty.
Dobrze jest być bogatym,
Lecz bogactwo szybko traci swój smak
I z czasem może stać się ciężarem, przyczyną kłótni.
Nikt dziś nie wie, jaka dojrzewa nam karma,
Ale jedno jest pewne: co teraz zasiejemy,
Tego w przyszłych żywotach przyjdzie zebrać nam żniwo.
Miej więc życzliwość dla wszystkich i każdego z osobna,
Nie żyw do nikogo urazy,
Nie daj się omamić pozorom zysku i straty.
Nie ulegaj nadziejom ani lękom, nie miej oczekiwań ni obaw;
Bądź wdzięczny za wszystko, cokolwiek się wydarza.
Akceptuj wszystko i wszystkich; w życiu zaś stosuj niewzruszone prawo Buddy.
Bądź pogodny i skromny, utrzymuj stan naturalnego spokoju i odprężenia umysłu.
Możesz wypuszczać w niebo strzałę za strzałą,
Synu mój, lecz niechybnie wszystkie spadną z powrotem na ziemię.
Kiedy śpiewał, nad jego głową powiewały flagi modlitewne, a stary młynek, wypełniony setkami, tysiącami ręcznie wypisanych mantr, nie przestawał się obracać. Po chwili staruszek umilkł.